Specjalista od postmodernistycznego, popowego kina akcji ma nieskończone rzesze fanów na całym świecie. I nic w tym dziwnego: neobarokowa estetyka, montaż i kolorystyka rodem z wideoklipów, a wszystko zanurzone w klimacie lat 80tych – tym od ponad 30 lat uwodzi widza Besson.
Główną bohaterką najnowszego filmu Bessona „Anna” jest piękna, tajemnicza kobieta (w rolę Anny wciela się supermodelka i aktorka Sasha Luss), której widz towarzyszy już od pierwszych ujęć. Akcja filmu toczy się w latach 1985-1990 w Rosji, niepozorna i delikatna Anna ma za sobą mroczną przeszłość. Poznajemy ją jako nieśmiałą sprzedawczynię matrioszek na moskiewskim targu. Odkryta przez headhuntera szybko trafia do paryskiego świata mody jako modelka.
Wraz z rozwojem kariery poznajemy bliżej Annę i jej sekrety.
Nie zdradzając więcej szczegółów: w filmie pojawiają się wątki szpiegowskie i ucieczki przed systemami, miłość, sex i spektakularne sceny walk, czyli wszystko czego prawdziwy fan filmu sensacyjnego potrzebuje, żeby wyjść z kina zadowolony po seansie.
Jednak osoby poszukujące „wytrawnego” dreszczowca o zmaganiach wywiadów mogą poczuć się lekko oszukane wątkiem szpiegowskim, który nie oszałamia ani nie zaskakuje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Nikitę, Angel-E, Lucy i Annę, czyli wszystkie tytułowe bohaterki filmów Bessona zawsze zaskakująco dużo łączy.
I choć wtórność jest zdecydowanie największą słabością filmu Luca Bessona, to nie można mu odmówić talentu i umiejętności kręcenia porządnej sensacji z doskonałym montażem, mocnymi scenami walk i dobrze dobraną muzyką. Mocną stroną „Anny” jest także brytyjska obsada aktorska: Hellen Mirren, Luke Evans czy Cillian Murphy, grający z dużym dystansem (warto zwrócić uwagę na akcenty, z jakimi mówią główni bohaterowie) – choćby dla nich warto iść do kina.
tekst: Aleksandra Klonowska